Jakże podobne to
do siebie pory. A jednak jak wiele
między nimi różnic, jak inaczej się je sercem odbiera. Tu pierwsze opady śniegu,
tam ostatnie jego podrygi, lecz widoki za oknem jakże bliźniacze. Przedzimie
oznacza zazwyczaj pożegnanie z jesienią, z wyrazistymi kolorami i z ciepłem. Przez
to naznaczone jest nutą smutku, żalu, rozstania, tęsknoty, za tym co dopiero
było a tak szybko, za szybko minęło. Jeszcze ostatnie, pożółkłe albo
zbrązowiałe listeczki huśtają się na gałązkach. Jeszcze wiszą na krzewach
jagody kaliny i berberysu. Jeszcze spóźnialskie muchy i pająki przemykają
chyłkiem framugami drzwi by znaleźć dla siebie ciepłe schronienie na zimę. Ale
czasu na to coraz mniej, bo co dnia cisza oraz chłód przejmują we władanie tak
pełne dotąd życia ogrody, pola i lasy. Za progiem już czeka zima. I nie ma rady.
Trzeba pogodzić się z jej nadejściem, z jej surowymi, choć sprawiedliwymi
rządami. Z najważniejszym jej atrybutem - długim snem podobnym nieomal do śmierci. Choć
nie brakuje i takich, którzy z ulgą witają
pukanie zimy do drzwi. Oznacza to dla nich bowiem porę zasłużonego odpoczynku,
spokoju, spowolnienia czasu i działania. Łagodnego przejścia z jednego etapu
życia w kolejny, bliższy nieistnieniu. Taka jest i powinna być kolej rzeczy.
To, co wzrastało z niebytu, to, co hojnie obdarzało smakiem miłości, barwą
spełnienia, zapachem szczęścia, to, co dojrzewało i wydawało owoce teraz zniknąć
musi w opiekuńczych ramionach matki ziemi. Teraz po prostu może oddać się swemu
przeznaczeniu.
przedwiośnie
Przedwiośnie
nabrzmiałe jest entuzjastycznym oczekiwaniem, niecierpliwością, pragnieniem
zmiany, chęcią ożywionego działania, rozpoczęcia czegoś na nowo. To czas
codziennych powitań, zadziwień i zachwytów. Radosnych przebłysków światła spoza
chmur, zaczątków zieleni w ogrodach, parkach, w lasach i na łąkach, wyrazistych
barw świeżo rozkwitłych kwiatków, coraz liczniejszych pąków na drzewach i
krzewach, śmiałych lotów pierwszych motyli, bąków i muszek. Wszystko ma wtedy
ogromne znaczenie, każdy przejaw nadchodzącej wiosny wydaje się bezcenny. Budzi
w wielu z nas nowe nadzieje i siły. Jest tryumfującym nad niedawnym marazmem i
śmiercią optymistycznym początkiem życia, które po wielu miesiącach ma szansę
na usłyszenie i odśpiewanie przepięknej, pełnej mocy melodii nieba, ziemi i
zieleni.
Przedwiośnie
podobne jest do ekstatycznego stanu zakochania, gdy każde spojrzenie osoby, na
której nam zależy, każde jej słowo ma
tyle znaczeń, wywiera tak niezwykły, magiczny wręcz wpływ. Gdy w żyłach silniej
krąży krew, a byle impuls, byle szept powoduje istną erupcję niemożliwych do
okiełznania emocji, zawrotów głowy, rumieńców i westchnień.
Nie wszyscy
jednak tak samo odbierają przedwiośnie. Nie wszyscy potrafią i chcą śpiewać na
tę samą nutę. Nie wszyscy umieją cieszyć się tą zmianą a nawet jej nie
potrzebują. Wolą bowiem zimową ciszę i spowolnienie. Doceniają zimowe pejzaże, monochromatyczny
koloryt otoczenia, rzeźkość mroźnego powietrza. A niektórzy już na samą myśl o
intensywnym działaniu, które ich czeka wiosną, czują się zmęczeni. Na samo
wspomnienie jaskrawości promieni słonecznych, które już za chwilę zaświecą im w
oczy, czują się nimi oślepieni, brutalnie wyrwani ze swoich dotychczasowych,
bezpiecznych kryjówek. A jeszcze inni wiedzą, że choćby nawet bardzo chcieli,
to ich owo wzmożenie przedwiosenne a potem wiosenne nie dotyczy i dotyczyć nie
będzie. Bo za nimi już wszelkie stany
zakochania i szaleństwa uczuć. Bo lękają się zmian, nie łakną zgiełku i poruszenia, tego powtarzającego
się co roku gonienia króliczka. Bo są chorzy, słabi, starzy, a do tego tak strudzeni żywotem, że nie widzą
już dla siebie szans na odrodzenie. Być może mają za sobą ciężkie doświadczenia.
Bywa, iż niedawno przeżyli czyjeś odejście a wspomnienia są jeszcze bardzo
świeże, bardzo drogie, bardzo bolesne. Być może pragną już tylko spokoju i
ciszy, możliwości trwania w cieniu. Zagnieżdżenia się na stałe w swoim własnym,
bezpiecznym i nieśpiesznym świecie, wbrew temu, że wszyscy wokół zdają się
działać na najwyższym biegu, że ogarnął ich jakiś amok, pęd, zbiorowa ekstaza.
A im, tym cichym istotom utkanym z cienia wystarczy już niewiele. Ot, czasem
tylko żeby przestało boleć, to co boli…
Jesteśmy różni, przechodzimy
przez inne etapy istnienia, choć na oko wydajemy się tak do siebie podobni jak
przedzimie i przedwiośnie. Jednak, gdy przyjrzeć się czemuś dłużej, gdy pochylić
się nad człowiekiem uważniej, wsłuchać w
jego słowa i w międzysłowie to okazuje się jak wiele jest między ludźmi różnic. Jak mnóstwo odmiennych melodii w nich gra. Jak
się tam wewnątrz wszystko miesza i ewoluuje. Ale przecież każdy ma i powinien
mieć prawo żyć, odczuwać po swojemu. Nie poganiany, nie besztany, nie poddany
zamilczeniu, wyszydzeniu, wyśmianiu czy odtrąceniu. To, że ktoś jest inny, nie znaczy przecież, że
gorszy. Istnienia przenikają się wzajemnie, dodają się do siebie, zamieniają
miejscami. Ciemność łagodnie przechodzi w jasność a jasność w ciemność. To, że
dziś jestem sobą, że jestem taka a nie inna, niewiele znaczy, bo przecież nic nie
jest stałością. Wszystko się nieustannie przeistacza. Jutro Ty możesz być mną a
ja Tobą…Wystarczy chwila. Przedzimie i przedwiośnie w nieustannym kole odradzania i
umierania…